Żeby było jasne nie mam nic przeciwko temu że ludzie zarabiają na muzyce. Jednak jeżeli twój produkt – także muzyka – szkodzi i robi krzywdę odbiorcy, to moim zdaniem granica jest przekroczona.
Trochę to smutne że ludzie którzy za młodu często dostali solidnie w dupę tak łatwo zapominają o tym jak to kiedyś było.
Kiedyś byli autentyczni, śpiewali o swoim realnym bólu. Bywali może i naiwni, ale byli prawdziwi.
Moją wiedzę o mainstreamowym rapie czerpię z playlist na YT i Spotify. Są tam kawałki mające niekiedy dziesiątki milionów odtworzeń. Dotarły one do ogromnej ilości ludzi.
Są to w większości rzeczy dla mnie kompletnie niestrawne. Wytrzymuję góra 30 sekund tego gówna. Sorry, całe życie w podziemiu, w alternatywie.
Z pewnością nie ma w Polsce innego gatunku muzycznego niż szeroko pojęty mainstreamowy rap/hiphop (i udający go pop) który docierałby do tak szerokiego grona odbiorców.
Może to zabrzmi dziwnie, ale te mainstreamowe utwory kształtują nowe pokolenie.
Wskazują one temu pokoleniu co jest wartością, co jest ważne. Robi się trochę strasznie, co?
Twórcy tej muzyki są lub byli dobrzy w tym co robią. Nie byliby tam gdzie są gdyby byli słabi. Na szczycie stali się niezdolni do wynalezienia pozytywnej wersji siebie w tej nowej sytuacji i roli.
Spodziewałbym się po nich trochę więcej. Liczyłbym że będą chcieli swoim słuchaczom pomóc poczuć się lepiej – bo mogą mówić do milionów, mają w ręku włączony mikrofon.
Mogliby pomóc zrozumieć i odnaleźć się w świecie którym rządzą nierealistyczne pieniądze i nierealistyczna uroda.
Bo wiesz, większość z nas nie będzie raperami na szczycie, milionerami, celebrytami. Większość z nas będzie miała po prostu pracę – nawet nie karierę.
Większość z nas będzie mieć zwykłe życie – bez tropikalnych wakacji i rozrywek dla milionerów.
Czy to znaczy że musimy być nieszczęśliwi? Że szczęście, zadowolenie z życia, radość to rzeczy których doświadczy tylko niewielka grupka szczęśliwców? A co z resztą z nas?
Czy nam zostaje tylko patrzenie jak inni dobrze się bawią? Bo dokładnie to robi bardzo wielu ludzi. Gapi się na cudze życie podczas gdy ich własne przecieka im przez palce.
Nie przydałby się nam jakiś dobry sposób przeżycia tego życia będąc zwykłym człowiekiem? Mało jest rzeczy które dają szczęście nawet jak masz pusto w kieszeni?
Niestety twórczość gwiazd mainstreamoweg polskiego rapu i jego coraz bardziej popowych emanacji to jeden wielki narcystyczny trip. To mania wielkości, to wywalone w kosmos ego.
Pieniądze, luksusowe samochody, luksusowe życie, pokazywanie siebie w centrum uwagi. Kto tego nie ma, nie żyje naprawdę tylko wegetuje. A weźcie się puknijcie w te wasze puste gwiazdorskie łby.
Kawałki piszą niemal wyłącznie o sobie. Wychwalają w nich swoje liczne zalety i przewagi, zarobioną kasę, posiadane rzeczy. W kawałkach tych eksponują swoją wyjątkową pozycję.
Ich twórczość nie da ci nadziei. Ona da ci tylko złe samopoczucie, depresję, poczucie bycia bezwartościowym, gorszym. Zobacz jak oni żyją. A ty? Kim ty jesteś w porównaniu z nimi?
Będący dziś na szczycie artyści serwują milionom swoich odbiorców destruktywne pranie mózgu. Zamiast sensu, słuchacze znajdą u nich tylko rozpacz.
Oczywiście nasi egocentryczni gwiazdorzy twierdzą że robiąc to co robią „motywują” swoją publiczność. Zachęcają do ciężkiej pracy na sukces.
To zręczna wymówka, bo daje przyzwolenie na dalsze narcystyczne wybryki.
Sukces bywa bardzo przypadkowy, osiągają go często ludzie bez żadnych kompetencji. Takie jest życie – przypadkowe.
Wydawałoby się że ktoś kto przeszedł trudną drogę od niczego do finansowego sukcesu powinien móc wznieść się ponad własne ograniczenia.
Wznieść się ponad własną małość, ponad te wszystkie pokusy jakie niesie ze sobą bycie poklepywanym po plecach.
Ja ich nawet trochę rozumiem. Wyrośli w poczuciu bycia nikim, doświadczyli pewnie biedy, bycia tymi gorszymi. Wiem jak to jest.
Nie mając prawdziwego poczucia własnej wartości dobrze czują się tylko błyszcząc, otrzymując ciągłe zewnętrzne potwierdzenie tego że są ważni.
Ich wrażliwość na pochwały i uwagę zmalała – więc potrzebują tego coraz więcej.
Może zbyt wiele od nich oczekuję. Może oni na tym etapie nie są w stanie nikomu już niczego dobrego dać. Ich pozytywna kiedyś energia wypaliła się, został narcystyczny półgówek wołający o więcej uwagi.
Mainstream mówi do milionów. Mógłby zmienić życie tych milionów na lepsze samemu nic nie tracąc. Nie korzysta z tej okazji. A mogliby, jak nikt inny.
Oni mają środki i widownię. To oni decydują o czym i jak mówią.
Skupione na sobie gwiazdy odmieniają słowo „ja” przez wszystkie przypadki i unieszczęśliwiają swoich fanów.
A sami fani nie rozumieją że słuchając i oglądając to co ma im do zaoferowania mainstream mogą sobie tylko zaszkodzić.
To taki przykład sytuacji w której ofiary aktywnie współpracują ze swym dręczycielem.
Dlatego tak ważna jest alternatywa, podziemie – bo mogą wyrwać pojedyncze dusze ze szponów celebrytów.
Coś mi mówi że to właśnie ludzie wyrwani mainstreamowi będą tymi którzy zmienią świat na lepsze.
PS
Jest ciekawa książka pt. „Walden Two” niejakiego B.F. Skinnera – ojca behawiorystyki (ziomek ten uczył np. gołębie sterować bombami lotniczymi i trafiać w statki). Pokazuje ona pewną utopijną wizję tego, jak mogliby żyć ludzie żeby być szczęśliwymi. Mi książka ta pomogła zauważyć wiele ważnych rzeczy, polecam.